
Żyję, więc… Rozpadam się, sklejam, znowu żyję. I znów się rozpadam, znów naprawiam, aby znów oddychać pełną piersią. A potem… serce w kawałeczkach, szufelką zamiatam te drobiny, które po czacie ponownie poskładam w jedną całość. Całość trwającą do momentu, kiedy znów „żyłam za bardzo”.
Te cykle – może i momentami bolesne. Ale przynajmniej czuję, że żyję – że próbuję na maksa.